Tybetańscy mnisi

01. 12. 2017
V międzynarodowa konferencja egzopolityki, historii i duchowości

Tybet to górzysty, surowy kraj, w którym osadnicy muszą walczyć o przetrwanie. Nikogo nie dziwi, że nawet wiara, która narodziła się w tak trudnych warunkach, była nie mniej surowa niż samo życie…

Kiedy niemiecka wyprawa wyruszyła do Berlina z Tybetu w 1938 r., Niemcy nieoczekiwanie skontaktowali się z Dalajlamą i innymi Tybetańczykami stosunkowo szybko. Sprzymierzyli się także z kapłanami religii tybetańskiej bon (bonpo). Pozwoliły wówczas nie tylko niemieckim naukowcom odkrywać swoją ojczyznę i komunikować się z miejscową ludnością, ale także filmować ich tajemnicze rytuały.

Co tak przekonująco zyskało księży tybetańskich, że pozwolili obcokrajowcom na to, na co zwykle nie pozwalali nawet własnym rodakom? Goście przybyli z odległej krainy, która podniosła swastykę do rangi symbolu narodowego - tej samej swastyki, którą czczono w Tybecie od wieków.

Bogowie i demony

Zanim buddyzm indyjski wkroczył na te trudno dostępne krańce pasma górskiego, Tybetańczycy czcili ducha, boga i demona. Te wyższe istoty miały tylko jedno zadanie - zniszczyć ludzi. Człowiek był terroryzowany przez demony wodne, duchy ziemi i bogów niebiańskich i wszyscy oni byli bardzo okrutni.

Świat Tybetańczyków miał trojaką strukturę: białe niebiosa były zamieszkane przez bogów i dobre duchy Lha, czerwona ziemia była zamieszkana przez ludzi i wiele krwiożerczych duchów (martwych, martwych wojowników, którzy nie znaleźli spokoju), a błękitne wody były analogią do piekła, z którego wyłonili się sami bezwzględni mordercy.

Kapłani w kostiumach demonów tybetańskich

Najwyraźniej należało wspierać dobroć bogów, ich miłość i ochronę. Dlatego modlili się do nich i składali im ofiary. Złe duchy i demony musiały być uspokajane, modlone i składane w ofierze. Modlili się także o ochronę Białego Boga Nieba i jego żony, których uważali za życzliwych dla ludzi, a także Czarnej Bogini Ziemi i okrutnego Czerwonego Tygrysa i Dzikiego Smoka.

Natura Tybetu i ciągłe najazdy wrogów nie pozwalały ludziom się zrelaksować, ale wierzyli, że po śmierci znajdą się w lepszym miejscu i nowym, młodym ciele - wśród bogów w niebie.

Naukowcy uważają, że obecna religia bon powstała z pogańskiego kultu, irańskiego mazdaizmu i indyjskiego buddyzmu. Ale podstawą religii bon był szamanizm. Chociaż dokładniej byłoby nazywać go specjalną pogańską praktyką. Do czasu ugruntowania buddyzmu w Tybecie (VIII-IX wiek) religia bon była już w pełni ukształtowana. W pewnym sensie była to religia narodowa.

Tybetańczycy mieli swój panteon bogów i bohaterów oraz tworzyli mity o demonach i złych duchach. Kapłani odprawiali ceremonie, chowali zmarłych i dokonywali cudów, w które wierzył cały Tybet. Leczyli nawet chorych i wskrzeszali zmarłych. Niejeden alpinista przed wyruszeniem w dłuższą podróż poprosił o pomoc bon księdza. Dlatego żadne wydarzenie w życiu ludzi nie przeszło niezauważone.

Ale Shenraba

Według legendy Tonpa Szenrab Miwoche sprowadził religię do Tybetu, który prześladował demony, które ukradły mu konie. Shenrab żył w XIV. tysiąclecie pne. Pochodził z Olmo Lungring (część zachodniego Tybetu) z królestwa Tazig we wschodnim Iranie. To był sam władca.

Według innej wersji, urodził się w kraju Olmo Lungring na górze Yundrung Gutseg, znanej również jako góra Dziewięć Swastyków - rzekomo umieszczonych jedna na drugiej, obracając się pod słońcem. Stał dokładnie na osi świata. Stało się to w czasie, gdy indyjscy bogowie latali wimanami i prowadzili wojny kosmiczne.

Według trzeciej wersji wszystko wydarzyło się nieco później, bliżej naszych czasów. Ale Szenrab przywiózł ze sobą również świętą broń, znaną w Indiach jako wadżra (błyskawica skrzyżowana w kształcie swastyki) i od tego czasu rytualne dordże, wzorowane na pierwszej broni legendarnego Szenraba, są chronione w tybetańskich świątyniach.

Naukowcy uważają, że Shenrab Miwoche mógł być postacią historyczną, która doskonaliła zasady i rytuały religii bon, będąc jednocześnie prekursorem innego reformatora - Lugi z rodziny Shen.

Gdyby istniały tylko chude notatki po Shenrab, istniała naprawdę Shenchen Luga. Urodził się w 996 i otrzymał konsekrację Bonanza od księdza Rashaga. Zajmował się poszukiwaniem starych kosztowności (czyli świętych tekstów). Udało mu się znaleźć trzy zwoje zawarte w ówczesnej religii Bonusowej, mocno zdeformowane w wyniku prześladowania Trisonga Detsena - tybetańskiego władcy, który szerzył buddyzm.

Relacje między buddystami a kapłanami nie układały się dobrze. Buddyści podbili cały Tybet i próbowali wykorzenić lokalne zwyczaje i wiarę. Odnieśli sukces w bardziej dostępnych obszarach. Jednocześnie jednak prawdą jest, że buddyzm był rozumiany konkretnie w Tybecie i nie przypominał buddyzmu indyjskiego.

Jednak opór wyznawców religii bon osiągnął taki wzrost, że buddyści musieli natychmiast wprowadzić postanowienie, że ci, którzy zginęli w walce o utrwalenie właściwej wiary, zostaną uwolnieni od kary karmicznej!

Do XI. stor. religia bon została zakazana pod groźbą kary śmierci. W końcu wyznawcy Bon musieli udać się na wygnanie wysoko w góry, w przeciwnym razie zostaliby całkowicie wytępieni. Sytuacja zmieniła się dopiero w XVII. wieku, kiedy chłopca z tej społeczności wybrano do roli panczenlamy. Odrzucił jednak zwyczaj przekraczania z całą rodziną i krewnymi buddyzmu. Postanowił dalej wyznawać swoją wiarę w miejscu urodzenia. Od tego czasu jednak stosunki z kapłanami religii bon poprawiły się i pozostawiły ich samych.

Specjalne rytuały

Nikt nie wie, jak wyglądały rytuały i praktyka religii bon. Stare teksty, do których odwołują się wyznawcy, są jedynie kopiami XIV. stor. Ale w tym czasie prądy mazdaizmu i buddyzmu przeniknęły już przez bon. Jednak niektóre rytuały nadal mają bardzo stare pochodzenie.

Zwyczaj odprawiania niebiańskiego pogrzebu zaczyna się gdzieś w mroku wieków, kiedy wyznawcy bon usiłowali dostać się do nieba i znaleźć się u boku swoich bogów. Uważano, że pochówek w ziemi lub w grobowcach w górach nie jest najlepszym sposobem na dotarcie do nieba. Kapłani praktykowali inny sposób ostatniego pożegnania - zostawiali ciała na szczytach gór, aby oczyścić kości z kości krwi, ponieważ uważali je za królestwo ludzi i dzięki temu mogli wrócić do domu.

Kolejnym rytuałem było zmartwychwstanie z użyciem tajnych tekstów. Kapłani mogli przywrócić życie martwemu ciału, a także używali tego rytuału w czasie, gdy wielu żołnierzy ginęło w bitwie.

Prawda jest taka, że ​​zmartwychwstanie dotyczyło tylko ciała ludzkiego, aby dokończyć swoją misję lub niedokończoną pracę - to znaczy było idealne do walki z wrogiem, ale już do niczego się nie nadawało. Niemieccy badacze w Tybecie uwiecznili takie zmartwychwstanie na filmie. Ponieważ wierzyli w mistycyzm w III Rzeszy, film odniósł wielki sukces.

Podczas rytuałów używali również świętej broni Dordże. Ale! Nie powodował już uderzeń pioruna. Dordże stał się tylko częścią szaty kapłana, wplecionej w nakrycie głowy ze stylizowanych czaszek i kości. Bęben, w który bębnili podczas ceremonii, również był ozdobiony czaszkami. Oczywiście było to zniechęcające, ale cuda kapłanów opierały się na sztuce kontrolowania ich ciał i umysłów innych.

Swastyka, która w ten sposób urzekła i cieszyła Niemców, miała też proste wytłumaczenie - nie iść, nie podążać, nie naśladować słońca, wszystko osiągać samemu, unikać łatwych ścieżek i prostych wyjaśnień. Tak właściwie rozpoczęła się podróż ucznia religii bon.

Sami kapłani do końca nie rozumieli, jakiego przyjaciela mieli z północy. Popierali przyjazne stosunki z hitlerowskimi Niemcami do końca 1943 roku. Najwyraźniej uważali niemieckiego przywódcę za swojego ucznia, a niektórzy z nich dotarli nawet do odległych Niemiec, gdzie ostatecznie znaleźli śmierć.

Kamień milowy Hitlera w historii religii jest odrzucany przez dzisiejszych księży. Dzisiejsi wyznawcy tej religii szacują, że stanowią 10% całej populacji Tybetu i posiadają 264 klasztory oraz pewną liczbę osad.

Podobne artykuły