Zabiłem boga

25. 09. 2017
V międzynarodowa konferencja egzopolityki, historii i duchowości

"Giant?" Sapnął ze zdziwienia.

„Ale tak, byli potomkami ocalałych z czasów, gdy ta planeta była nadal w dużej mierze pokryta lodem. Od czasów dużych zwierząt. Ale nie byli też pierwsi. Nazywano ich Czerwonymi i przybyli tutaj, aby przetrwać, kiedy ich świat, niegdyś zielony i pełen życia, zamienił się w kamień. Nadal świeci na czerwono na niebie. Westchnął. To stworzenie było zbyt zaciekawione i był zbyt zmęczony. Nie chciał odpowiadać na swoje pytania. Nie chciała. Z jednej strony kusiło, żeby z kimś porozmawiać po tak długim czasie, z drugiej strony było to zbyt bolesne.

Atrachasis milczał, patrząc na niego. Już się go nie bał. Teraz bał się, czego się dowie. Był strażnikiem sanktuarium, którego historia sięga bardzo daleko. Do tej pory nawet ich przodkowie nie wiedzieli, do czego służy. Stopniowo umierali i zostali ostatnimi. Nikt nie wysłał nowego księdza. Może zapomnieli, może świat na zewnątrz się zmienił. On nie wiedział. Świątynia stała z dala od ludzi, otoczona pustynią. Czasami zastanawiał się, czy zostali sami na tym świecie. Nie zapomniany, ale ostatni. Potem przyszedł.

„Jak mam cię nazywać, sir?” Zapytał, patrząc na niego. Ten, który się pojawił, był o połowę mniejszy od niego i mówił językiem, którego używali tylko podczas ceremonii. Teraz spojrzał w swoje zmęczone oczy i czekał na odpowiedź.

„Niektórzy nazywają mnie Marduk. Ale prawdopodobnie nic ci to nie mówi - odparł maluchowi. Kraj się zmienił. Nie była już tym, czym ją znał, kiedy ją zostawił. Potomkowie tych „stworzonych” przez jego ojca wyglądali na biedniejszych, biedniejszych niż ci, których znał w przeszłości. Chociaż… do tej pory widział tylko jednego. Był bardzo zmęczony i rozczarowany.

"Syn czystego wzgórza. Amar.Utuk - Tele sun - przypomniał sobie Atrachasis, przyglądając mu się uważnie. Potem zatrzymał się i zasmucił. Bóg. Stary bóg. Szybko opadł na kolana i opuścił głowę.

Świątynia się śmiała. To było jak burza. Jego potężny głos odbijał się echem od ścian, a Atrachasis obawiał się, że dźwięk zakłóci już głośne ściany świątyni. Potem śmiech ustał. Ostrożnie podniósł głowę i podniósł wzrok. Serce waliło mu w piersi, a krew skąpała mu w skroniach, aż jego głowa zdawała się rosnąć.

Marduk rozejrzał się. Świątynia świątyni tam była. Mały wciąż leżał na ziemi. Pomógł mu wstać.

„Jestem zmęczony i głodny” - powiedział mu. - Myślisz, że mógłbyś tu znaleźć coś do jedzenia?

"Tak jest. Każdego dnia ponosimy ofiary. Chodź ze mną, proszę. Atrachasis ukłonił się i wskazał mu drogę. Zeszli po schodach. Atrachasis kiedyś się zastanawiał, dlaczego schody są tak wysokie, teraz już wiedział. Z trudem otworzył drzwi do świątyni.

Marduk siedział w wielkim fotelu i sprawdził pokój. Tutaj wyglądało to lepiej niż powyżej. Atrachasis przyniósł wątrobę. Było zimno, ale Marduk był głodny, więc powstrzymał się od komentowania. Zastanawiał się, gdzie są inni. Świątynie były zawsze pełne ludzi. Pełen tych, którzy mieli wypełniać rozkazy. Teraz jest tylko ten mały człowiek. Gdzie inni są, nie wiedział. Ale pytania czekają. Podróż była uciążliwa, długa i chciał spać.

Zjadać. Zimna baranina źle smakowała, ale przynajmniej odpędzała głód. Tęsknił za łóżkiem - do snu. Ale potem zdał sobie sprawę, że duża część tego, co kiedyś było tak wysoką świątynią, jest teraz w połowie pokryta ziemią, a raczej pokryta piaskiem. Więc sypialnia jest gdzieś na dole. Głębokie, bez wentylacji, a diabeł wie, w jakim stanie. Westchnął i wstał. Jego ciało bolało.

Podszedł do mozaikowej ściany i pchnął. Wejście było darmowe. Atrachasis spojrzał na niego z otwartymi ustami. Nie wiedział o wejściu. Marduk ze znużeniem skinął na niego, więc poszedł. Zdezorientowany, zdumiony i przestraszony. Nie odważył się przeciwstawić Bogu. Po prostu wziął wiązkę ze ściany, aby wprowadzić trochę światła do nieznanej przestrzeni.

Marduk zaśmiał się i wyciągnął dziwny przedmiot z kieszeni płaszcza, po czym wykonał dziwny ruch kciukiem, a światło stopniowo rozświetliło podziemny świat. Milczał. Wytarł nosem. Szyby wentylacyjne działały. Przynajmniej coś. Wszędzie był kurz. Dużo kurzu osadzającego się przez setki lat, kiedy nikogo tu nie było. Podłokietnik westchnął i rozejrzał się.

Szli w milczeniu korytarzem. Długie, proste, wysokie i pełne kolumn. Doszli do kolejnych schodów i powoli zeszli. Następnym korytarzem były drzwi. Drzwi wysokie i ciężkie, z dziwnymi rzeźbami. Atrachasis zastanawiał się, skąd pochodzi tak dużo drewna. Marduk sięgnął po klamkę. Potem zatrzymał się i spojrzał na Atrachasis.

"Wracaj. Muszę spać. Nie przegap mnie! I chciałby też trochę posprzątać. Zamknął za sobą drzwi, więc nie było w nich Atrachasa.

Wrócił na górę, zdezorientowany tym, czego doświadczył i co zobaczył. Nieuporządkowane postrzeganie i myśli. Zadrżał. Nie strach, raczej zdumienie. Jego ojcowie opowiedzieli mu o nich. O bogach, którzy zamieszkiwali tę ziemię przed potopem i po nim. Duży i potężny. Ale z ich ust brzmiało to bardziej jak bajka. To jest fakt. Pobiegł na górę. Zmęczony wysokimi schodami pobiegł do świątyni, a następnie wyszedł przed świątynię. Spojrzał w niebo. Za chwilę zajdzie słońce. Pozostali wrócą z pól do domu. Siedział na stopniach przed wejściem do świątyni, z głową ukrytą w dłoniach, zastanawiając się, co im powie.

Stali przed otwartym wejściem do podziemi i milczeli. Narracja Atrachasis była niewiarygodna, ale był tam korytarz i niebieskawe światło. Nie wiedzieli, co o tym myśleć. W końcu zabrali się do pracy. Głodny i zmęczony po ciężkim dniu pracy. Nie jest wskazane sprzeciwianie się Bogu, nawet jeśli wcześniej Go nie widzieli. Ostrożnie i cicho zaczęli czyścić korytarz i znajdujące się w nim artefakty. Cicho, żeby go nie obudzili. Cicho, żeby Go nie złościć. Jak dotąd posprzątali tylko korytarz. Nie mieli odwagi wejść do sąsiednich pokoi. Było tam ciemno i nie byli pewni, czy zrobili coś złego. Coś, z czym nie chciał się zgodzić, zostało przyspieszone, ponieważ nie wiedzieli, jak długo będzie spał.

Świątynia stała dość daleko od oazy, a nawet ona była dziś prawie wyludniona. Reszta mieszkańców, którzy tam pozostali, z trudem mogła obronić istniejące pola przed piaskiem pustyni, który rozciągał się dookoła. Zawsze było dwanaście tego, co pamiętał. Po śmierci najstarszego spośród chłopców wieśniaków wybrali następcę i przygotowali go najlepiej, jak mogli, na jego urząd. Atrachasis był tu najmłodszy, ale wiedział niedługo. Dudua był bardzo stary.

Praca została wykonana i zmęczeni siedzieli w bibliotece. Zakłopotanie. Bezradny. Poradzili się, aby poinformować ich, gdzie według ich dziadów w mieście nadchodzi Bóg. Nie, nie mieli wątpliwości, że to Bóg. Był duży i spadł z nieba. Nikt inny nie mógł. W końcu zdecydowali się poczekać. Że będą czekać na rozkaz, który On wyda. Chociaż zmęczeni na śmierć, podzielili się na grupy, aby mogli obserwować, czy się obudzi. Gotowi służyć Bogu.

Atrachasis poszedł do kuchni, aby przygotować jedzenie i wodę. Akki, Usumgal i Dudua byli głodni. Przyniósł jedzenie, nalał wody do szklanek i pozwolił im jeść. Sam podszedł do półek ze stołami. Musiał dowiedzieć się czegoś więcej o Amarze. Utukovi. Musiał wiedzieć więcej niż wiedział, więc szukał. Stoły zaczęto kupować na stole. Wtedy hałas go zaniepokoił. Odwrócił się i zobaczył Ushumgala próbującego obudzić Duduu. Zatrzymał go ręką.

"Pozwól mu spać" - powiedział cicho. "Miał ciężki dzień." Spojrzał na dwie pozostałe. Powieki, które starali się zachować ze wszystkich sił. "Muszę oglądać sam. Jeśli będzie to potrzebne, obudzę cię. "

Poszedł do magazynu leków i wybrał ten, który miał go zachować. Odmierzył dawkę do szklanki wody i wypił. Kiedy wrócił, mężczyźni spali przy stole z głowami na splecionych dłoniach.

Potrzebował więcej światła, ale zdał sobie sprawę, że może je obudzić. Wziął część stołów i poszedł z nimi korytarzem. Było wystarczająco dużo światła. Zaczął czytać. Czytał, ale tego, czego szukał, nie znalazł i nie znalazł. Czytał, aż przyszli go zastąpić. Czytał nawet wtedy, ale bezskutecznie. Nie wiedział dokładnie, czego szuka, ale szukał dalej.

Następnego dnia spał, aw świątyni panował napięty nastrój. Część zaczęła kwestionować słowa Atrachasisa, część sugerowała, by sprawdzić, czy Bóg wciąż jest tam, gdzie zostawił go Atrachasis. Nie wiedział, co robić. Próbował ich uspokoić. Nie jest wskazane gniewać Boga, a sam Marduk wyraźnie prosił, aby mu nie przeszkadzano. Musiał też być sam. Musiał uspokoić umysł i uchwycić myśli, które przebiegały mu przez głowę. Pozwolił im więc wykonywać codzienną pracę na górze i zszedł do oczyszczonego przez nich korytarza, gdzie było światło i spokój. Przyjrzał się obrazom na ścianach. Obrazy, których kolor lśnił spod osadów kurzu, które wyczuwa. Duża kobieta w towarzystwie lampartów, mężczyzna siedzący na byku, dziwne zwierzęta i dziwne budynki. Czcionka, której nie mógł czytać, i czcionka, którą potrafił czytać, więc zaczął czytać.

Akki delikatnie położył mu rękę na ramieniu. Zasnął.

- Czas coś zjeść - powiedział mu z uśmiechem. Był krzepkim mężczyzną o dłoniach wielkich jak łopaty i czarnych jak heban. Nie był już najmłodszy, ale uśmiech nadał jego twarzy niewinność dziecka. Atrachasis lubił jego prostolinijność i uczucie. On też się uśmiechnął.

"Jak długo będzie spać?" Zapytał Akki, jego twarz była ciężka. "Jak długo bogowie śpią?" Co masz na myśli? Przerwał i spojrzał na Atrachasię. "Dlaczego w ogóle śpią, aby czuwać nad naszym życiem?"

Atrachasis skoczył na dłonie gęsi, ale stłumił tę myśl. "Nie wiem," powiedział, przygotowując się do jadalni.

Szli powoli długim korytarzem. Milczeli. Wtedy Akki się zatrzymała. Zatrzymał się przy zapisie, którego Atrachas nie mógł przeczytać, i powoli przeczytał tekst na ścianie. Słowa, które wypowiedział, brzmiały dziwnie. Potem spojrzał na Atrachasisa i znów się uśmiechnął, widząc jego zdziwienie. „Mój dziadek nauczył mnie tego czytać” - wyjaśnił, wskazując na tekst na ścianie. Akki był siódmym członkiem rodziny, który służył w świątyni i posiadał wiedzę przekazywaną z ojców na synów przez wiele lat.

"To nie ma sensu", powiedział, myśląc. "Napisano, że pięćdziesiąt jest siódmą. A ta pięćdziesiąt to Enlil. Nie rozumiem. "Westchnął i spojrzał na Atrachasis.

"Co jeszcze?" Zapytał Atrachasis. Jego serce eksplodowało z podniecenia, a jego policzki płonęły.

"Pięćdziesięciu wiedziało o Potopie, ale nie powiedział nic ludziom, i zabronił reszcie ludzi, aby ich informowali. Potem polecieli nad Ziemią, aby przetrwać potop ... ", pomyślał, dodając:" Jak? Kto tam ma skrzydła?

„Nie, nie robi” - odpowiedział, dodając: „Jest po prostu duży. Bardzo duży. To nie może być człowiek. Nigdy nie widziałem mężczyzny o połowę mniejszego od ciebie lub mnie. Ale poza tym wygląda prawie jak my. Tylko jego skóra jest bielsza. Wtedy ta myśl znów mu przyszła do głowy. Szybko stłumił to, ale jego serce znów waliło, a dłonie miał mokre. „Jedzmy,” powiedział do Akki, „inaczej nie będziemy mieli czasu na ceremonię.

Jedli w milczeniu. Przybyli późno, więc zostali przy stole drugim, inni przygotowywali się do codziennej ofiary.

"Czy zamierzamy wykonać ceremonię, nawet śpi?" Zapytała nagle Akki, "czy też czekamy, aż się obudzi? To byłoby bardziej logiczne, nie sądzisz?

Akki zadawał bardzo irytujące pytania. Pytania, które go zdenerwowały i podkopały jego wewnętrzny spokój. Wieczorem dyskutowali o tym ze starszymi, ale ostatecznie zdecydowali, że ceremonie odbędą się jak zwykle. Tak jak od wieków. Wzruszył ramionami i kontynuował jedzenie.

"Czy możesz nauczyć mnie czytać scenariusz?" Zapytał zamiast odpowiedzi Akki.

- Dlaczego nie - powiedział, uśmiechając się. Jego twarz ponownie przybrała wyraz niewinnego dziecka. - To nie jest twardy rak - powiedział i zaczął sprzątać puste naczynia ze stołu. „Wiesz, myślałem, że znajomość starego scenariusza na nic mi się nie przyda. Myliłem się. Atrachasis przerwał jego dalsze głośne myśli.

Wszedł do sanktuarium w momencie ceremonii. - Lepszy czas, którego nie mógł wybrać - pomyślał Atrachasis. Wszyscy padli na kolana, a ich czoło oparło się o ziemię.

"Wstań", powiedział donośnym głosem i podszedł do kamiennego krzesła przy ołtarzu. Usiadł i przyniósł przygotowany posiłek. Tym razem było gorąco.

Powoli zaczęli podnosić się z ziemi. Strach i zdumienie u koni. Żaden z nich nie widział jeszcze Boga. A Bóg z pewnością był. Był wspaniały, usiadł na krześle przygotowanym dla Boga od wieków i jadł pożywienie przeznaczone dla Boga. Nie, to nie mógł być nikt inny.

Dudua wyzdrowiał pierwszy. Podszedł do schodów i ukląkł. Jego włosy były niepewne, a ręce i głos drżały, ale byłby najstarszym z nich i dlatego czuł się zobowiązany do zwrócenia się do Niego pierwszy. „Pozdrowienia, Panie. O co nas prosisz? - Jego głos ucichł. W gardle miał spieczone. Oczy spuszczone na ziemię, strach w sercu. „Mam tylko nadzieję, że nie zrobiliśmy nic złego. Odprawialiśmy ceremonie regularnie, tak jak nasi ojcowie nauczyli nas i ich dziadków… ”

- A teraz zostaw mnie w spokoju, staruszku - powiedział nad nim. „Nie wiem, czy byłeś winny, czy nie - to kwestia twojego sumienia. Nie jestem tutaj, żeby cię ukarać, ale będę potrzebować pomocy. ”Drugie zdanie nie brzmiało już tak agresywnie, więc Dudua uspokoił się, dając pozostałym do wyjścia, aby nie przeszkadzać Mu podczas jedzenia.

Ponownie siedzieli w bibliotece. Milczeli. Tak długo czekali na przybycie tego, który teraz przyszedł, i nagle nie wiedzieli, co robić dalej. Nikt ich nie nauczył, jak to robić, gdy przyszedł Bóg. Nikt nie dał im instrukcji, jak mają się zachować w tej sytuacji.

Ushumgal wstał gwałtownie i zaczął nerwowo chodzić po pokoju. Jego policzki płonęły, na czole zbierał się pot. Odwrócił się do półek ze stolikami: „Po co to wszystko? Po co?! ”W tym momencie prawie krzyczał. "Co powinniśmy teraz zrobić?"

- Zaczekaj - powiedziała Akki spokojnie, uśmiechając się. "Powie nam, czego chce od nas" - powiedział, myśląc: "Mam nadzieję".

Dudua położył pomarszczoną dłoń na dłoni Atrachasisa. „Idź tam, chłopcze, spójrz. On cię zna. Może nie zdenerwuje go to, powie ci, co dalej, i uwolni nas od potwornej niepewności. Atrachasis wstał od stołu i pomyślał. Nawet po latach bycia dojrzałym mężczyzną Dudua nadal nazywa go chłopcem. To było miłe. Zobaczył strach w oczach starca, więc uśmiechnął się lekko, żeby go uspokoić. Wyszedł. Zszedł powoli po wielkich schodach do świątyni. Potem ostrożnie zapukał do drzwi i wszedł.

Usiadł przy stole. Jego głowa była podtrzymywana przez jego dłoń, i gapił się z roztargnieniem na drzwi. Jedzenie zostało prawie skonsumowane. Milczał, ale podał rękę Atrachasowi, by usiadł. Podniósł małą filiżankę i nalał wina. Wciąż milczał. Serce Atrachas było czujne. Obawiał się, że jego dźwięk przeszkadza Bogu. Próbował oddychać cicho i równomiernie, zwrócić uwagę na coś innego, na coś, co uspokoiłoby wewnętrzny niepokój, ale niewiele zrobił.

"Pij!" Powiedział mu Marduk i sam się napił. I Atrachasis wypił. Jego ręce trochę się trzęsły, ale powoli zaczął się uspokajać.

„Kiedyś ten krajobraz był pełen drzew i zieleni” - powiedział Bóg wzdychając. „Nawet ta świątynia była znacznie wyższa i górowała nad krajobrazem w całym jego pięknie. Dawno temu przez kanały przepływało mnóstwo wody, przynosząc ze sobą żyzną ziemię dla pól. Dziś jest tylko piasek. Morze piasku. Westchnął. Opowiadał mu o ludziach, którzy żyli w tym kraju. O ludziach, ich wiedzy i umiejętnościach, ale kiedy spojrzał na mężczyznę przed nim, wiedział, że i tak nie zrozumie. Wypił jeszcze raz, a następnie zapytał: „Dlaczego przyszedłeś?”

Atrachasis uśmiechnął się. Sam chciałby zadać mu to pytanie. „Wiesz, sir, jesteśmy trochę”, szukał najwłaściwszego wyrażenia, „niepewny”. Z przyjemnością spełnimy Twoje zadania, jeśli będzie to w ramach naszych ludzkich możliwości. Chcielibyśmy wiedzieć, czego od nas oczekujesz. Co powinniśmy zrobić? Czy powinniśmy wysłać posłańców, aby ogłosili twoje przybycie na ziemię? ”Odpowiedź wyczerpała go i ponownie wypił wino. Vana, który był przeznaczony tylko na stół ofiarny. Wina bogów.

„Nie, żadnych posłańców. Jeszcze nie - powiedział, potrząsając głową z dezaprobatą. Potem pomyślał. Rozumiał, że trzeba było wydawać rozkazy, aby ich zadowolić. „Niech idą po pracy, jak zawsze. Najpierw muszę się tu rozejrzeć i będę potrzebować przynajmniej dwóch osób pod ręką. Mocne i sprawne. Popatrz na to. Spojrzał na Atrachasis i wstał od stołu. Jego twarz wykrzywiła się z bólu. „Na razie niech wszystko pójdzie jak wcześniej. Nie wspominaj o moim przybyciu. Czy rozumiesz? "

Atrachasis skinął głową z aprobatą. Już zauważył, że Marduk kłamie, ale teraz miał odwagę spojrzeć na jego twarz. Zauważył ból. "Czy jesteś ranny, sir?" Zapytał i przełknąć tę natrętną myśl, kontynuował: "Nasza apteka ma inne środki na większość urazów. Mogę cię leczyć. "

„Muszę się dokładnie umyć, a na dole nie ma wody. Czy możesz to załatwić? ”Zapytał, dodając:„ Zabierz ze sobą lekarstwa i bandaże. Będę ich potrzebować. Podszedł powoli i mozolnie do drzwi. Od tyłu jego chód wyglądał dostojnie. Odwrócił się przed drzwiami. „Będę czekał na ciebie na dole w sypialni.” Potem zatrzymał się i skinął na Atrachasis, żeby poszedł za nim.

Ponownie zeszli po schodach do drzwi, które już znał Atrachasis. Był teraz w środku. Wewnątrz dużego pokoju z ogromnym łóżkiem. Na stole było coś, co wyglądało jak płótno, ale było znacznie trudniejsze, a biały obszar był pokryty długimi liniami i skomplikowanymi wzorami. Marduk wskazał na następne drzwi. Otworzył je i wszedł do wanny. Duża wanna. Oba pokoje były pełne kurzu. Trzeba było posprzątać. Patrzył, jak Marduk ostrożnie siada na łóżku i przykrywa zranioną nogę poduszką. Podszedł do niego i ostrożnie próbował zdjąć swój duży but. To było całkiem łatwe. Potem próbował zwinąć część garderoby, która wyglądała jak dwie fajki, ale nie było to takie łatwe. Marduk delikatnie go odepchnął, twarz miał wykrzywioną z bólu. „Najpierw woda. Gorąco! - rozkazał. "Potem inni."

Pobiegł na górę. Bez tchu wbiegł do biblioteki. Wszyscy patrzyli na niego. Widział w nich strach i lęk. Nie mógł złapać oddechu, więc tylko pomachał. Pozwolili mu odetchnąć i milczeli. Czekali na rozkazy Boga.

"Woda. Dużo ciepłej wody - powiedział, łapiąc oddech. Część z nich pobiegła do kuchni, żeby wykonać pierwsze zamówienie. Dudua siedział przy stole, czekając, aż Atrachasis go dosięgnie.

„Wtedy po prostu zwróciliśmy na to uwagę. Nie powinniśmy wspominać, że jeszcze tu jest. Będzie potrzebował dwóch mężczyzn. Silni mężczyźni - dodał przepraszająco, zdając sobie sprawę, że przywilej przebywania u boku Boga powinien przypadać najstarszemu. Zatrzymał się. Nie mógł się zdecydować, czy powiedzieć im, że jest ranny. Niepotwierdzone wątpliwości, stłumione pytania. Nic im nie powiedział.

Najpierw wyczyścili wannę i zastosowali wodę. Kiedy Marduk się kąpał, posprzątali sypialnię i przygotowali lekarstwa, których według nich będą potrzebować. Pracowali szybko, upewniając się, że odłożyli wszystko z powrotem na miejsce wcześniej. Położyli nowe prześcieradła na łóżku. Musieli użyć dwóch, ponieważ łóżko było za duże.

Wyszedł z łazienki. Blady, wilgotny ręcznik na twarzy. Ponownie usiadł na łóżku i wyciągnął nogę. Atrachasis zbadał jego nogę. Jego kostka była spuchnięta, a nad nim była krwawiąca rana. Akki również podniósł się na nogi. Wielkimi dłońmi zaczął ostrożnie dotykać kostki. Marduk zacisnął zęby. Atrachasis zmieszał lek, aby złagodzić ból i podał mu go. Podwoił dawkę do rozmiarów Boga. - Wypij to, sir. Poczujesz ulgę. ”Akki ostrożnie potarła kostkę maścią. Zręcznie uniknął rany, która wciąż krwawiła. Niewiele, ale krwawiła. Musieli czekać, aż lek przejmie kontrolę, więc czekali i milczeli.

Atrachasis spojrzał na wielką dłoń Akki. Jakże masywne i niezdarne wydawały się i jak delikatne mogły być. Uśmiechnął się do niego. Akki odwzajemnił uśmiech i spojrzał na kostkę. Uwolnił swą spuchniętą kostkę. Marduk krzyknął. Spali. Bałem się spojrzeć na niego. Skinęli głowami, instruując ich, by kontynuowali. Owinęli ranę i wzmocnili swoje kostki. Są skończone.

Spakowali rzeczy i czekali na kolejne zamówienia. Marduk milczał z zamkniętymi oczami. Milczeli i czekali cierpliwie. Poruszając ręką, wskazał, że powinni odejść. Więc podeszli do drzwi. Akki zatrzymał się. Odwrócił się i zapytał: "Jeśli nie masz innych poleceń, świetnie, pójdziemy za twoją pracą. Kiedy przyjdziemy?

Serce Atrachasis zaczęło bić na alarm. Zdanie wydawało się zbyt śmiałe. Spojrzał na Akki ze zdziwieniem, ale jego twarz była spokojna, a lekki uśmiech ponownie nadał jej ten niewinny wyraz. Marduk otworzył oczy, az jego ust wydobyły się dźwięki wskazujące, że był zaniepokojony. Spojrzał ze złością na Akki, ale uśmiech na jego twarzy doprowadził go do szaleństwa. Uspokoił się i odpowiedział: „Znajdę cię”.

Wyszli. Cicho zamknęli za sobą drzwi i pozwolili Bogu odpocząć. Przeszli oświetlonym korytarzem do schodów, mijając zamknięte drzwi. Akki zatrzymała się i zwróciła do Atrachasisa. „Co za nimi?” Zapytał.

"Nie wiem," odpowiedział szczerze. Tajemnica zamkniętych drzwi przyciągnęła go.

Akki sięgnął po korbę.

"Nie!" Atrachas próbował go powstrzymać.

„Dlaczego?” Zapytał Akki, kończąc ruch. Drzwi się otworzyły. W środku było ciemno. Widzieli tylko, gdzie padało światło z korytarza. „Szkoda,” westchnął Akki, myśląc. - Chodźmy na światła - powiedział stanowczo, zamykając drzwi.

Atrachasis był zdumiony jego odwagą lub zuchwałością. W tej chwili nie wiem, jak to nazwać. Ale nawet jego urok była zwabiona przestrzenią za zamkniętymi drzwiami. W tym momencie nie był w stanie zaprotestować, więc przyspieszył, aby Akki szła dalej. Pospieszyli na górę.

Na górze było pusto. Kapłani wyszli na pola. Akki znalazła dwie belki, jedną wręczyła Atrachasisowi i pospieszyła do wejścia.

- Nie - powiedział teraz bardziej stanowczo Atrachasis. "Nie. To nie jest dobry pomysł. Bał się. Obawiał się, że Marduk będzie zły z powodu tego czynu. Bał się tego, czego mógłby się dowiedzieć. Bał się swoich wątpliwości. Ponad wszystko. I wszystko, co nieznane, co przyniósł ze sobą Marduk.

„Dlaczego?” Zapytał zdumiony Akki, jego twarz była spokojna. „Jesteśmy strażnikami tej świątyni. Jesteśmy tymi, którzy strzegą w nim wszystkiego. To my powinniśmy wiedzieć, kto powinien wiedzieć… Dlaczego nie mogliśmy… ”

- Nie - powiedział znowu Atrachasis. Nie mógł mu odpowiedzieć, ale postanowił nalegać na swoją opinię. Dlaczego - sam tego nie wiedział.

„Patrz,” kontynuował Akki, idąc powoli w jego stronę. "Spójrz na to w ten sposób. On nas potrzebuje. Potrzebuje nas i tutaj o tym wie. To jest całkiem jasne. Musimy to zbadać. A jeśli potrzebuje czegoś z miejsc, których nie znamy? ”

Atrachasis pomyślał. Akki miał rację, ale bał się. Dłoń Akki dotknęła jego ramienia i delikatnie popchnęła go w stronę wejścia. "Zaczniemy systematycznie" - powiedział. "Zejdziemy na dół i przejdziemy przez wszystko, przez co możemy przejść. Zgadzasz się? - zapytał Akki, ale nie spodziewał się odpowiedzi.

Powoli przeszli przez przestrzenie poniżej świątyni. Najpierw obejrzeli wszystko, co przylegało do korytarza, wszystko, co nadal było zasłonięte niebieskawym światłem zapalonym przez Marduka. Potem ruszyli dalej. Oświetlili ścieżkę belkami i kontynuowali. Chodzili po ścianach z dziwnymi scenami, wpadali na dziwne rzeczy związane z ich przeznaczeniem, nie mieli pojęcia.

Strach Atrachasis zniknął. Na tym wszystkim skupiono uwagę. Dziwne mapy na ścianach. Wielcy ludzie poruszający się w powietrzu w czymś przypominającym ptaki. Ogromne miasta pełne dużych budynków, poprzecinane kanałami pełnymi wody. Dziwne rośliny. Przypomniał sobie słowa Marduka tam w sanktuarium, kiedy razem pili wino. Spojrzał na obrazy na ścianach i próbował zrozumieć.

Akki stała i czytała. Na jego twarzy malowało się zdumienie. Milczał. Brak w ręku rzeczy, które stały dookoła i próbowały zrozumieć ich funkcję. Nie udało mu się. Nie znał wielu zapisanych tam wyrażeń. Nie rozumiał wielu rzeczy, o których czytał. Westchnął. Westchnął, słysząc, jak mało wiedział. Jak mało wszyscy wiedzą o przeszłości tej świątyni, co było przed nimi. Dotarł do końca pokoju, na półkach pełnych stolików. Ostrożnie podniósł jedną. Na szczęście zostali spaleni, więc przetrwali bez szwanku.

"Musimy wrócić," Atrachasis usłyszał za sobą. "Jesteśmy tu już od dłuższego czasu i czeka na nas praca". Nie chciał zadawać pytań.

Milczeli. Najpierw zdejmowali ubrania i rozmazywali pył, który osiadł tam od stuleci. Milczeli. W milczeniu przygotowuje jedzenie dla innych i ofiarny pokarm dla Niego.

"Jak ma na imię?" Zapytała Akki, przerywając pytanie o ciszę.

„Marduk. Amar.Utuk - odpowiedział Atrachas, kontynuując pracę.

„Więc urodził się po potopie,” powiedział do siebie Akki. Wyrok zatrzymał Atrachasis. Wszyscy znali mit potopu. Był częścią świętych tekstów. Był częścią ich nauczania. Ale nie przyszło mu do głowy, by połączyć Marduka z potopem.

„Jak się dowiedziałeś?” Zapytał Akki ze zdumieniem.
„Kiedy wody potopu, zesłane przez ziemię Enlila, opadły, pierwsza góra wyłoniła się z wód”. - Amar.Utuk - syn czystego wzgórza… - dodał i umilkł.

Słyszeli jego kroki. Zauważyli. Atrachas sprawdził pokój, czy wszystko jest w porządku. To było
więc uspokoił się.

"Oto jesteśmy" - zawołała Akki. Atrachasis spojrzał na niego z wściekłym spojrzeniem. Zachowanie Akki było bardzo odważne. "Bezczelnie odważny" - pomyślał.

Marduk wszedł. Ciało i ubranie są brudne. "Dlaczego on się wykąpał?" Pomyślał Akki, ale nie zapytał. Spodziewał się tego, czego chciał ten wielki.

Wyczuł pieczeń i był głodny. To był dobry znak. Zaczyna się dopasowywać. Nastrój poprawił się. Kostka nie bolała. Usiadł na stole, ponieważ ławka była dla niego za niska. "To ładnie pachnie," powiedział z uśmiechem.

- Nie ma czasu na ceremonię, sir - odparł z roztargnieniem Atrachasis, dodając: - Jeśli jesteś głodny ...

Poruszył ręką, żeby mu przerwać. Akki podeszła do pieca i wyjęła pieczeń. Sałatka nie była jeszcze gotowa, ale nie uważał, że to taka wielka sprawa. Spojrzał na Atrachasisa, który stał tam blady i zawstydzony. Położył pieczeń na tacy i położył obok Marduka. Podał mu nóż i poszedł po chleb.

"Kiedy jemy, idziesz ze mną", powiedział im, krojąc wątrobę. "Potrzebuję cię."

Akki skinęła głową i przełamała chleb. Atrachasis nadal stał na środku pokoju. Marduk pokroił pieczeń, zabrał połamany chleb od Akki i podał oba Atrachasis. Powoli podszedł do stołu. Boże zachowanie go powstrzymało. Zachowanie Akki również go uderzyło. Był oburzony sposobem, w jaki obchodził się z uroczystym jedzeniem. Jak to wyjaśnić innym? Co będzie serwowane podczas ceremonii? Ale bał się przeciwstawić.

"Musimy iść w dół", powiedział Marduk. "Dno jest pełne piasku. Nie wiem, czy będziemy potrzebować więcej ludzi. Ile jesteś? "

„W sumie dwanaście,” odpowiedział Akki, patrząc na Niego, „ale nie każdy będzie w stanie wykonać tę pracę. W razie potrzeby możemy zapytać mieszkańców oazy, ale niewiele. Czas siewu. Wszyscy pracują na polach.

Nie rozumiał. Nie rozumiał odwagi Akki, która chciała zbezcześcić tę świątynię wraz z przybyciem nieskażonych.
Nie rozumiał, że Marduk nie protestował przeciwko tej propozycji. To był Wielki Dom Boga. Jego dom. I nikt oprócz kapłanów i Boga nie miał do niej dostępu, oczywiście. Był oburzony ich zachowaniem, ale milczał. Nie miał odwagi zaprotestować.

Oni to zrobili. Oczyścili stół i zostawili wiadomość innym. Wyjeżdżali. Nagle Marduk zatrzymał się.

"Światło. Będziemy potrzebować światła - powiedział, wskazując latarkę.

Atrachasis wziął wiązkę. Tego też nie rozumiał. „Dlaczego nie zapala światła, tak jak na korytarzu?” Pomyślał, ale potem zdał sobie sprawę, że zaczyna mieć irytujące pytania, jak Akki, więc stłumił pozostałych. Poszedł.

Zeszli na podłogę, gdzie Marduk miał sypialnię, a potem jeszcze dwa piętra. Im niżej były, tym więcej miejsca było pokryte piaskiem.

"Potrzebuję go", powiedział im Marduk. "Tutaj powinno być wejście." Wskazał na głębokości zakrytych przestrzeni. Zwrócił się do Akki i zapytał: "Jak długo może potrwać trzy?"

Akki milczała. Nie mógł sobie wyobrazić wielkości przestrzeni. Tutaj światło nie świeciło, a oni byli uzależnieni tylko od pochodni. Im byli niżsi, tym byli bardziej przestronni.

"Nie wiem" - powiedział szczerze - "Nie znam wielkości" - określił swój problem. Marduk spojrzał na niego ze zdumieniem.

Akki zauważył zdumienie i niezadowolenie na jego twarzy. „Posłuchaj, proszę pana,” próbował wyjaśnić problem, „to nasz pierwszy raz tutaj. Nie mieliśmy pojęcia o tych przestrzeniach. Wymagałoby to planu całego budynku. Nasi przodkowie zostawili nam tylko to, co wiedzieli, a są to trzy poziomy, z których dwa znajdują się nad ziemią, a jeden poniżej. Prawdopodobnie nie wiedzieli o przestrzeni pod nimi. "

Marduk skinął głową i gestem nakazał im powrót. Lubił tę małą czarną. Był mądry i nie tak przerażony jak inni. - Plany powinny gdzieś tu być - powiedział mu, zastanawiając się, gdzie szukać.

"Plany ..." - pomyślał na głos. Wszystkie te struktury miały podobną strukturę, podobną do podziału wewnętrznego. "Gdzieś w środku ..." przypomniał sobie, "... prawdopodobnie".

Wrócili do sali pod sanktuarium i zaczęli systematycznie skanować lokal. Marduk oświetlił także te obszary, w których poprzednio była ciemność. "Jak on to robi?" Zastanawiał się Akki, ale nie było czasu na pytania. Pyta później. Teraz przechodził przez pokój za pokojem, szukając rysunku na ścianie, który Marduk nazwał zikkuratem. Rozstali się, by przyspieszyć wyszukiwanie. Kurz zalewał mu oczy i nos, a on kichał w każdej chwili, ale to nie miało znaczenia. Miał brak czasu. Brak czasu na przeglądanie i odczuwanie wszystkich rzeczy. To go przyciągnęło. Co przyciągnęło jego uwagę.

"Tutaj", powiedział od tyłu.

Pobiegł za głosem. Marduk skończył jako pierwszy i stanął obok Atrachasis przed dużym rysunkiem zigguratu. Całą ścianę pomalowano planami poszczególnych pięter. Akki podeszła bliżej, szukając przestrzeni do pozbycia się piasku. Zaczął orientować się w planie, który miał przed sobą. Tak, potrafi sobie wyobrazić rozmiar, potrafi określić kierunek do następnego wejścia do metra. Wskazał palcem trasę. Na wolnej od kurzu ścianie wyłoniła się ścieżka.

"Gdybyśmy mieli zapobiec ześlizgiwaniu się piasku, to nie potrwałoby to tak długo", powiedział Marduk. "Gdzie trzeba go zdobyć, można go również pokryć" - dodał.

"Nie," odpowiedział. "To bardzo mało prawdopodobne. Nie było okien i tylko to wejście. Ściany były najsilniejsze. Jeśli tam jest piasek, może tylko przedostać się przez szyby wentylacyjne, ale to nie będzie katastrofa.

Akki skinęła głową. Szukał najlepszego rozwiązania. Nie jest to najkrótsza droga, ale najbardziej efektywny sposób, aby jak najszybciej dotrzeć do wyznaczonego wejścia. Wtedy przyszło mu do głowy.

„Spójrz” - powiedział, zwracając się do Marduka - „będziemy tu ograniczać. Zatrzymaj piasek, którego nie musimy tam zbierać, aby dostać się tam, gdzie chcesz. Możemy skorzystać z drzwi. Podniesiemy i zabierzemy resztę piasku. - Wskazał na filary, które widział, między którymi mogłyby się zaklinować drzwi. Stopniowo. Stopniowo, gdy torują sobie drogę.

Marduk skinął głową, aby zatwierdzić plan Akki. Drzwi wystarczyły. Kiedy konsumują wszystko, co jest dostępne, będą musiały sobie z tym poradzić inaczej. Ale wtedy sobie z tym poradzą.

„Ma jeden haczyk,” kontynuował Akki, „nie zdejmujemy ich z zawiasów. Będziesz musiał nam pomóc, sir, albo będziemy musieli zaprosić innych. Decydować się. "

Serce Atrachasisa znowu zaczęło bić. Nie można wydawać poleceń Bogu, czy Akki nie wie? Dlaczego to polubi. Może jest szlachetny, bardzo tolerancyjny wobec ich zachowania, albo… ale wolał ponownie stłumić ten pomysł. Śledził ich rozmowę aż do „drzwi wejściowych” i jego niepokój narastał. Nie potrafił dokładnie określić, dlaczego, a prawda jest taka, że ​​nawet nie chciał tego zdefiniować.

Marduk zaczął otwierać drzwi i je zdejmować. Dla niego również żmudna praca nadwerężyła kostkę. Znowu zaczął boleć. Kapał z niego pot. Zdemontowali część drzwi i opuścili je. Siły ich opuszczały. Ich oczy były pełne kurzu.

"To wystarczy na dzisiaj", powiedział Marduk z zapartym tchem. Zrób sobie przerwę.

"Może będzie chciał znowu się wykąpać," pomyślała Akki. Ta myśl nie sprawiła mu przyjemności. Znaczyło to, że znowu ma na sobie wodę, podgrzewa ją i sprowadza do sypialni, oboje są zakurzeni i spoceni. Ale Jim będzie miał dość czołgu.

Marduk poszedł za nimi i milczał. Kostka bolała, ale rana nie krwawiła nad nim. Był zmęczony na śmierć. Tak zmęczony jak wy dwoje. Podobnie jak on, byli brudni i nieszczęśliwi.

"Musimy się umyć" - powiedział - "i muszę leczyć nogę. To boli "- dodał.

"Czy potrzebujemy wody?" Zapytał Atrachasis. Było dla niego oczywiste, że pomysł został zakłócony. Każdy miał dziś więcej niż wystarczającą do pracy.

"Gdzie się pocisz?" Zapytał Marduk.

Oboje się zrelaksowali. - W wielkim akwarium - rzekł Atrachasis spokojniej - ale woda jest zimna, sir.

Marduk skinął głową i poszedł w kierunku, który wskazywali. Minęli kuchnię i doszli do czegoś, co nazwali czołgiem. Marduk zaśmiał się, wchodząc. Basen. Dekoracja zewnętrzna była zniszczona, ale basen nadal funkcjonował. Zdjął ubranie, rozwiązał płótno, którym przymocowano mu kostkę, i wszedł do wody.

Obaj wyglądali na przerażonych. Pozostali na krawędzi i nalali sobie wody. Wyrwali ich ciała i uratowali je. Potem zrozumiał. Wykorzystali basen, aby nie pływać, ale jako rezerwuar wody. Zatrzymał się. Będzie musiał iść z większą ostrożnością, aby nie węszyć.

Atrachasis był zaniepokojony. Jutro będą musieli wymienić wodę, ale nic nie da się zrobić. Bóg musiał oczyścić swoje ciało. Nie spodziewał się tego, ale nie martwił się takim nastawieniem, jak zachowanie dwójki na dole.

Obaj zakończyli czystkę. Już poczuli się lepiej. Rzucili prześcieradła na siebie, a Atrachasis poszli do gabinetu lekarskiego, aby ponownie leczyć nogę. Akki stała na krawędzi zbiornika, czekając, aż Marduk wyjdzie.

„Przepraszam, nie zdawałem sobie sprawy, że używasz wody do wszystkiego stąd,” powiedział Akki, wychodząc z basenu. Kiedyś był to pokój do odpoczynku. Dzisiaj wszystko jest inne. ”Usiadł i wyciągnął nogę, aby Akki mogła to zbadać. Jego kostka była nadal lekko opuchnięta, ale wyglądał lepiej niż rano. Rana prawie się zagoiła.

„Nieważne,” powiedział mu Akki, „rano naniesiemy wodę.” Ostrożnie dotknął kostki. „Będzie musiał oszczędzać więcej,” pomyślał, „inaczej to się nie zagoi.” Atrachasis podał mu maść i szmatkę. Wyjął maść z rąk i potarł kostkę. Zwrócił płótno.

"Zostawmy to tamtej nocy. Naprawimy to rano. Spojrzał na Marduka i spytał: "Zejdziesz na dół?" Spojrzał na swoje kostki. Marduk skinął głową i uśmiechnął się. Owinął prześcieradło wokół talii i poszedł do sypialni. Dzień się skończył.

[Ostatnia aktualizacja]

Leżał na łóżku zmęczony całodzienną pracą, ale nie mógł zasnąć. Był zaniepokojony. Bardzo zaniepokojony. Nic wcześniej nie było. Wcześniejsze pewniki, kolejność zamówień - wszystko zniknęło. I na to wszystko, pytania Akki. Odrzucił raczej jego pytania. Żałował, że nie wróci do starych kawałków, żeby zrobić to tak, jak on. Że żaden Bóg nigdy nie zstąpił na Ziemię. Ostatnie myśli były załamane.

Rano Akki lekko nimi potrząsnął. Musiał długo spać.

"Wstań, musimy iść", powiedział mu z tym znajomym uśmiechem na twarzy. Wstał. Nie chciał, żeby był na dole, w korytarzach, które ukrywały sekrety, których nie mógł odszyfrować, ale ubrał się i wyszedł.

Ruszył w kierunku kuchni. Akki zawołał go z powrotem z suwakiem, by podążył za nim. Był zły na dole, że praca rozpocznie się bez śniadania. Przyszli do sypialni Marduki.

"Och, nie śpisz", powiedział do niego i roześmiał się. Zostało to zakłócone przez Atrachasíse. Rozejrzał się po pokoju. Na stole było jedzenie. Oboje byli po śniadaniu. „Jedz i będziemy między zapoznaniu się z naszym planem,” powiedział Marduk i popchnął go w żywność i napoje.

Poszedł do jedzenia, chociaż mu się to nie podobało. Martwił się, że je to na ceremonie, które jadła dla Boga. Martwił się, że nie został obsłużony jak przedtem, w sanktuarium i przy wszystkich rytuałach, do których był przyzwyczajony, tak jak robili to przez lata i ich poprzednicy przed nimi. Jego uwaga była zamazana iz całą mocą usiłował skoncentrować się na przemianach Marduka i Akki. To była wielka moc.

Potem poszli do pracy. Najpierw musieli usunąć piasek wokół szybów wentylacyjnych, w przeciwnym razie powietrze wkrótce byłoby nie do złamania. Prace poszły powoli. Włożyli piasek do koszy, a następnie wyprowadzili. Często musieli odpoczywać, ale potem poczuli podmuch wiatru. To była nowa siła, która ożywiła ich. Prawidłowo zaklinowały drzwi między filarami, aby pozostały piasek nie mógł wrócić. Część pracy była z tyłu. Teraz właśnie oczyszczał przestrzeń prowadzącą do podziemnego wejścia.

Odpoczywali. Akki usiadł, jego wzrok był nieruchomy, a on milczał. Potem wstał i poszedł na górę. Kiedy wrócił, miał stół z planem w ręku części przestrzeni, którą musiał usunąć. Wciąż milczał, wpatrując się w stół. Marduk ukląkł przy nim.

"Tu i tu ..." Pokazał mu coś na stole. "Spójrz, wypuszczając cały piasek. Gdybyśmy zrobili odpowiednie bariery, wyżej, moglibyśmy dla nich wyrzucić piasek, przynajmniej jego część.

Serce Atrachasis zaczęło wydawać alarmy. "Czy on tak dużo mówi do Boga? Czy toleruje to zachowanie w nieskończoność? Dlaczego faktycznie usuwają piasek w ten sposób? Moc Boga jest wielka ... Zdolności Bogów są nieograniczone, tak jest napisane. "Szybko stłumił swoje myśli, ale dyskomfort i niepokój pozostały.

"Dlaczego właściwie nie musisz zejść, sir?" Zapytała Akki, patrząc na Marduka.

"Są urządzenia i części do budowania więcej. Muszę im zgłosić, gdzie jestem. Potrzebuję ich, aby wiedzieli, gdzie mnie szukać ", odpowiedział, naprzemiennie patrząc na stół i przestrzenie, aby je oczyścić. "Drzwi są dość mocne", powiedział mu, "powinny wytrzymać. To nie jest zły pomysł - dodał.

Wrócili do pracy. Marduk sprowadził kolejne drzwi. Wciąż był trochę bezwładny i oboje wiedzieli, że to tylko kwestia czasu, kiedy przestanie pracować. Obaj rzucili piasek za barierki. Prace poszły szybciej, niż kiedy wypuściły powietrze do szybu wentylacyjnego, ale one też były zmęczone.

"Nie więcej tutaj," powiedział Marduk, "nie ryzykowałbym więcej ciężarów", dodał, patrząc na dzwonek. "Mogłoby to również napełnić nas, gdybyśmy go przesadzili."

Kiwnęli głową w milczeniu, oczy i usta pełne drobnego piasku. Czekali, aż postanowili odważyć się przerwać pracę.

"Jestem głodny", powiedział, rozciągając się. Nawet oni byli głodni, ale nie mogli odgadnąć, ile czasu tu spędzili, i nie wiedzieli, czy w sanktuarium przygotowywano ceremonialne jedzenie. Po prostu patrzyli na siebie. Marduk zauważył to spojrzenie.

"Co się dzieje?" Zapytał, nie rozumiejąc.

Atrachasis milczał, z opuszczoną głową i zastanawiał się, jak oświetlić tę sytuację.

"Nie jesteśmy pewni, czy w świątyni jest coś do jedzenia, sir." Czas ... Nie wiemy, ile czasu tu spędziliśmy ... "odpowiedział Akki.

Marduk spojrzał na jego nadgarstek: - Jest po południu - powiedział z uśmiechem. Zdał sobie sprawę, że musi spełnić jego oczekiwania, ale mu się to nie podobało. To powstrzymało to od pracy. "Następnym razem dostaniemy tutaj trochę jedzenia" - powiedział do siebie.

Atrachasis spojrzał na Akki. "Co teraz zrobić? Jedzenie musi być przygotowane, a nie serwisowane ... a Bóg jest głodny ".

- Chodźmy - powiedział Akki - może znajdziemy coś w kuchni. Już miał odejść.

To znajome i nieprzyjemne uczucie pojawiło się ponownie. Bóg nie odpowiedział. Nie ukarał go za nieodpowiednie zachowanie, ale tak jak Akki i On odchodzili. Nie wiedział, o czym myśleć. Nie wiedział, jak poradzić sobie z tymi sytuacjami dalej. Zniszczyli porządek, wprowadzili chaos w rytuały, powodując zamieszanie w jego myśleniu. To było nieprzyjemne i kto wie, kiedy to się skończy.

Weszli po schodach. Wszędzie panował spokój. Przyszli do basenu - wielkiego czołgu, jak go nazywali - teraz wiedział, że musi zwrócić większą uwagę. Wstał tak, jak robili to wieczorem, a jego ciało wlewało się do przygotowanego pojemnika. Czuł się związany. Tam, w pracy, zapomniał, że musi także spełniać rolę Boga. Nadal ich nie znał.

Zmyli i weszli do kuchni. Znaleźli tylko chleb, jaja i warzywa. Przygotowywali jedzenie. Zapach był głodny, więc zapomnieli o pytaniach i wątpliwościach i nie mogli się doczekać jedzenia. Nastrój zrelaksowany.

Teraz siedzieli przy stole, Marduk, łamiąc chleb i dając mu go. Cieszyły się chwilą odpoczynku i zebrały siły, by tam pracować.

- ... bogowie - powiedział Marduk i westchnął - masz ciężki czas. Nikt tak naprawdę nie wie, kim są i dlaczego są tutaj. Bardziej wygodnie jest oczekiwać od tych, którym daliśmy moc, niż spełnić ich pragnienie szukania w nich mocy ... "

To było specjalne zdanie. Zdanie, które usłyszał, kiedy wrócił z pustym koszem. Zdanie, którego nie zrozumiał, ale które zwiększyło nieprzyjemne doznania. Pracowali przez wiele dni, a rozmowy z dwójką go nie zadowalały. Starał się ich nie słyszeć. Starał się nie myśleć o tym, co robią i dlaczego. Próbował z całej siły, aby utrzymać to, co wiedział, gdzie się wychował i czego się nauczył. Ale było ciężko, za ciężko. Pytania Akki sprawiały mu kłopot, podobnie jak odpowiedzi Marduki, a także wywiady z resztą personelu Świątyni. Nie wiedział, jak usprawiedliwić brak Boga w świątyni, nie umiał wyjaśnić, dlaczego nie spożywał przepisanych rytuałów, tak jak robił to od stuleci. W tej chwili nie wiedział, ale czuł, że to, co się dzieje, nie było właściwe.

W końcu dotarli do wejścia do podziemi. Masywny blok obrócił się i droga była wolna. Odpręż się. Byli teraz w dole, bez lęku oddychając. Marduk zapalił światło, tak jak w korytarzu na górze.

Atrachasis przeprosił i poszedł przygotować jedzenie. Obaj przeszli przez korytarze i pokoje na dole, szukając tego, czego potrzebuje Marduk. Podobnie jak Akki, był zdumiony tym, co tam było skoncentrowane. W przeciwieństwie do Akki, już nie martwił się o zamieszanie, jakie panowało w świątyni.

- Czy zjesz dzisiaj w świątyni, proszę pana? - zapytał jak zwykle, mając nadzieję, że Marduk skinął głową. Tak się nie stało.

"Nie," powiedział mu Marduk, a spojrzenie nie oderwało się od tablicy z planem, "teraz nie czas. Muszę skontaktować się z innymi. Jeśli nie będę miał czasu, będę musiał zostać tu jeszcze przez rok.

Akki podał mu części, które pokazał, a on coś skonstruował. Coś, co było dla niego ważne. Ważniejsze niż ci, którzy od wieków robili wszystko, aby Bogowie byli zadowoleni. Czy powinien nadejść inny? Kolejne ... oznaczało dalsze zamieszanie, dalsze łamanie zlecenia, inne pytania bez odpowiedzi, dalsze prace.

Wspiął się po schodach na górę. Serce mu waliło. Co powie innym powyżej? Jak odpowiadają na ich pytania?

Jakie słowa będzie musiał dzisiaj uspokoić?

Poszedł do wejścia. Stał przez chwilę, po czym zamknął drzwi do podziemi z bijącym sercem. Wziął pojemnik i zaczął łamać bariery. Piasek zalał pomieszczenie jak wodę podczas powodzi.

Poszedł na podłogę, gdzie znajdowała się świątynia. On też zamknął te drzwi. Musiał usiąść. Musiał się uspokoić. Zamknął oczy i wypuścił powietrze. "Teraz wszystko już pójdzie, tak jak poprzednio," powiedział wstając.

"Wyszedł i zabrał ze sobą Akki," powiedział im.

Nie pytali. Niektórzy z nich zazdrościli honoru Akki, ale nie pytali. To był Bóg, i nie jest ich obowiązkiem zadawanie Bogu pytań lub wątpienie w ich intencje i czyny.

Zamiast Akki, wyprowadzili chłopców z oazy i zaczęli inicjować go w jego zadaniu. Nie wiedzieli, że to był ostatni.

"Wszystko pójdzie teraz, tak jak poprzednio", powiedział im w tamtym czasie, ale się mylił. Nic nie było takie jak wcześniej. Nic nie wróciło do starych akademików. Próbował, mógł, ale to było mało ważne. Nalegał, aby rytuały były ściśle przestrzegane. Był ostrożny i nie zadawał pytań takich jak Akki. Nie dbał o to, by nikt nigdy nie złamał porządku, do którego przywykł. Ściśle podkreślił, że wszystko powinno pozostać takie, jakie było przed Jego przyjściem. Starał się prowadzić rozmowy innych, aby uniemożliwić im przemawianie do Niego i tak powoli, aby uciszyć ich przemówienie w świątyni.

Atrachasíowie pytali teraz częściej o pytania - tak nieprzyjemne jak Akki. Ale nie znał odpowiedzi. Nie wiedział, jak zwrócić rzeczy do dawnych akademików - jeszcze przed Jego przyjściem. Nie mógł przeczytać starego scenariusza. Stary skrypt nie nauczył się czytania Akki. Raz wszedł tam, za mozaikowe wejście. Światło na korytarzach nie świeciło, a kurz opadł na ściany.

Nic nie było takie jak przedtem, a on go winien. Nosił ją odważnie i cicho. Teraz był już stary, a oprócz niego i małego chłopca, którego przyprowadził do Akki, nie było już nikogo innego. Leżał na łóżku, z dłonią w dłoni ostatniego z kapłanów, którzy ledwo zdezorientowali jego twarz. Jego siła osłabła, a jego wina obwiniała jego duszę: "Zabiłem Boga ..." powiedział bardzo cicho, zanim w końcu wypuścił powietrze.

Ale ostatni z kapłanów nie słyszał. Był w myślach o karawanie, która dotarła do świątyni i przynosząc niepokojące rzeczy. Jego myśli były w tych odległych rejonach, o których kupujący powiedzieli mu wczoraj w miastach pełnych ludzi, kanałach pełnych wody i ryb. Był bardzo daleko w swoich myślach. Daleko od starej świątyni, która była prawie pokryta piaskiem i starcem, który znał jego tajemnicę.

Czy lubisz okazjonalne opowiadania o Suenee Universe?

Zobacz wyniki

Przesyłanie ... Przesyłanie ...

Podobne artykuły